środa, 20 listopada 2013

Lifestyle AcroYoga


Fly me to the moon

Śpiewa wesoło w mojej głowie Frank, kiedy unoszę się w górę.
"Rozłóżcie ręce i zacznijcie latać" - radzi łagodnie i zupełnie poważnie instruktorka Almuth Kramer – i nie zapomnijcie o uśmiechu
Głowę wysuwam do przodu, nogi wyprostowuję.
We front bird, na chwilę staję się ptakiem dzięki Karolinie, która podtrzymuje mnie w powietrzu na wyprostowanych nogach, a konkretnie na stopach ułożonych pod moimi biodrami i zaczynam się śmiać, bo oto spełnia się moje dziecięce marzenie - sztuka latania, czyli warsztat acro - yogi rozpoczął się na dobre.


Łuk, Karolina Spychalska z Akademi Jogi Concept
Fot. Marcin Szadkowski


Yoga wciągnęła mnie na dobre już jakiś czas temu i całe szczęście, bo zyskałam większy spokój, siłę i świadomość ciała oraz wiarę w swoje możliwości. Wzmocniłam się psychicznie, jak i fizycznie, udało mi się nawet wystartować z powodzeniem w triathlonie. Nic dziwnego, że nieco majestatyczne figury acro - yogi przyciągnęły moją uwagę, cóż nie było odwrotu…
Gdy dodatkowo okazało się, że nieodłącznym elementem ćwiczeń jest masaż tajski wpadłam jak śliwka w kompot.

Fot. Maricn Szadkowski
Do ćwiczeń potrzebne są trzy osoby: flyer, zwany przeze mnie "lataczem", stabilna podstawa która utrzymuje latającego w powietrzu, czyli base oraz spotter, który wszystkich asekuruje.
Jadąc na warsztaty obawiałam się, że jestem zbyt krucha i słaba żeby podtrzymywać na nogach kogokolwiek. Ku mojemu zdumieniu okazało się, że kluczem do sukcesu nie jest siła lecz technika i bez większych problemów uniosłam sprawnie całkiem sporych rozmiarów młodzieńca, budząc pewne zaskoczenie…

Fot. Marcin Szadkowski


























Zajęcia zaczęły się od budowania zaufania w grupie, co przy dość skomplikowanych akrobacjach nie jest bez znaczenia. Na początku Almuth zademonstrowała terapeutyczne ćwiczenia ruchowe, które uczyły bilansowania ciężaru i nawiązywania kontaktu z partnerem ćwiczeń.


Warsztaty z Almuth Kramer

Potem zaczęły się powietrzne akrobacje, w czasie których robiliśmy najpierw jogowy łuk (osoba w powietrzu wygina się do tyłu, trzymając się rękami za kostki unosi klatkę piersiową ) potem back bird, czyli odwrócony ptak, gdzie plecy są oparte na stopach osoby podtrzymującej, a głowa i tułów wyginają się do tyłu).





Druga część składała się z terapeutycznego latania, które polecałabym gorąco parom uczęszczającym na małżeńską terapie – moi drodzy, taniej, przyjemniej i pewnie skuteczniej, a w dodatku tężyzna fizyczna zostaje w nagrodę, jakby się nawet nie udało. W tym wariancie zupełnie rozluźniony „latacz”, wisi niczym liść na stopach partnera, który jednocześnie masuje mu ramiona, plecy i głowę.
Każdy dzień warsztatów kończył się długim masażem tajskim którego uczyła cierpliwie dobroduszna Almuth.   






Warsztaty były zresztą takie jak prowadząca, pełne ciepła, serdeczności i otwartości na drugiego człowieka. Przełamywaliśmy bariery, pokonywaliśmy strach.
Żadnych złośliwości, pośpiechu i narzekania. Myślę, że każdemu by się przydało…





5 komentarzy:

  1. Piękinie opowiedziane Ritka;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest niesamowite też bym tak chciała, mam nadzieję że dam radę w tym życiu

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow tak patrzę na te figury z sali i jestem w szoku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję:)
    Figury acro rzeczywiscie robią wrażenie.
    Pewnie że da się radę! trzeba tylko chcieć:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podziwiam , figury są piękne.

    OdpowiedzUsuń

01 09 10