Fly me to the moon…
Śpiewa wesoło w mojej głowie Frank, kiedy
unoszę się w górę.
"Rozłóżcie
ręce i zacznijcie latać" - radzi łagodnie i zupełnie
poważnie instruktorka Almuth Kramer – i
nie zapomnijcie o uśmiechu…
Głowę wysuwam do przodu, nogi wyprostowuję.
We front bird, na chwilę staję się ptakiem dzięki
Karolinie, która podtrzymuje mnie w powietrzu na wyprostowanych nogach, a konkretnie
na stopach ułożonych pod moimi biodrami i zaczynam się śmiać, bo oto spełnia
się moje dziecięce marzenie - sztuka latania, czyli warsztat acro - yogi
rozpoczął się na dobre.
Łuk, Karolina Spychalska z Akademi Jogi Concept Fot. Marcin Szadkowski |
Yoga wciągnęła mnie na dobre już jakiś czas
temu i całe szczęście, bo zyskałam większy spokój, siłę i świadomość ciała oraz
wiarę w swoje możliwości. Wzmocniłam się psychicznie, jak i fizycznie,
udało mi się nawet wystartować z powodzeniem w triathlonie. Nic dziwnego, że
nieco majestatyczne figury acro - yogi przyciągnęły moją uwagę, cóż nie było
odwrotu…
Gdy dodatkowo okazało się, że nieodłącznym
elementem ćwiczeń jest masaż tajski wpadłam jak śliwka w kompot.
Fot. Maricn Szadkowski |
Do ćwiczeń potrzebne są trzy osoby: flyer,
zwany przeze mnie "lataczem", stabilna
podstawa która utrzymuje latającego w powietrzu, czyli base oraz spotter,
który wszystkich asekuruje.
Jadąc na warsztaty obawiałam się, że jestem
zbyt krucha i słaba żeby podtrzymywać na nogach kogokolwiek. Ku mojemu
zdumieniu okazało się, że kluczem do sukcesu nie jest siła lecz technika i bez
większych problemów uniosłam sprawnie całkiem sporych rozmiarów młodzieńca,
budząc pewne zaskoczenie…
Zajęcia zaczęły się od budowania zaufania w
grupie, co przy dość skomplikowanych akrobacjach nie jest bez znaczenia. Na
początku Almuth zademonstrowała terapeutyczne ćwiczenia ruchowe, które uczyły
bilansowania ciężaru i nawiązywania kontaktu z partnerem ćwiczeń.
Warsztaty z Almuth Kramer |
Potem zaczęły się powietrzne akrobacje, w
czasie których robiliśmy najpierw jogowy
łuk (osoba w powietrzu wygina się do tyłu, trzymając się rękami za kostki unosi
klatkę piersiową ) potem back bird, czyli odwrócony ptak, gdzie plecy są oparte
na stopach osoby podtrzymującej, a głowa i tułów wyginają się do tyłu).
Druga część składała się z terapeutycznego
latania, które polecałabym gorąco parom uczęszczającym na małżeńską terapie – moi
drodzy, taniej, przyjemniej i pewnie skuteczniej, a w dodatku tężyzna fizyczna
zostaje w nagrodę, jakby się nawet nie udało. W tym wariancie zupełnie rozluźniony
„latacz”, wisi niczym liść na stopach partnera, który jednocześnie masuje mu
ramiona, plecy i głowę.
Każdy dzień warsztatów kończył się długim masażem
tajskim którego uczyła cierpliwie dobroduszna Almuth.
Warsztaty były zresztą takie jak prowadząca,
pełne ciepła, serdeczności i otwartości na drugiego człowieka. Przełamywaliśmy
bariery, pokonywaliśmy strach.
Żadnych złośliwości, pośpiechu i narzekania.
Myślę, że każdemu by się przydało…
Piękinie opowiedziane Ritka;-)
OdpowiedzUsuńTo jest niesamowite też bym tak chciała, mam nadzieję że dam radę w tym życiu
OdpowiedzUsuńWow tak patrzę na te figury z sali i jestem w szoku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:)
OdpowiedzUsuńFigury acro rzeczywiscie robią wrażenie.
Pewnie że da się radę! trzeba tylko chcieć:)
Podziwiam , figury są piękne.
OdpowiedzUsuń